niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 4 - ''Ratunku uwolnijcie mnie stad!'

Rozdział 4

Tydzień później, sobota:
Gabi
Wszystko było dobrze, mianowicie Magda zaczęła akceptować Marco w moim życiu, dopóki nie wyszłam z nim na spacer.
No więc co wydarzyło się na tym spacerze? Podbiegła do nas..... była dziewczyna Marco Lucy!

-Siema gołąbeczki. Przyszłam po pieniądze.
-Na co pieniądze?! - odpowiedział młody piłkarz
-Na USG. Nio powiedz, że pamiętasz nasz środowy wieczór. - uśmiechała się nie szczerze.
-Kurde Reus! Powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi?! - krzyknęłam z wściekłością na Niemca.
-Słuchaj... ale ja nic o tym nie wiem! Nie zdradziłem cię rozumiesz?! - złapał mnie za obie ręce i nie chciał puścić.
-Nie wierze ci! Idź sobie do tej swojej Lucy! - wybuchłam płaczem.
Gdy biegłam przed siebie potknęłam się o jakiś korzeń, strasznie bolała mnie noga. Całe szczęście przechodziła jakaś dziewczynka z psem wyglądająca mi na 11 lat.
-Może wezwać kogoś? - spytało dziecko
-Dziękuję, ale nie trzeba. - odpowiedziałam – Poradzę sobie jakoś i uśmiechnęłam się do niej szczerze, ale w głębi serca czułam jeszcze smutek, po tym co wydarzyło się kilkanaście minut temu.
Marco

-Straciłem ją stary, to koniec... - żaliłem się Mario.
-Zadzwoń do niej! Może została iskierka nadziei, ale najpierw daj mi czekolade z szafki, bo ja w twoich rzeczach grzebać nie będę.
-Kurde Goetze! Ja ci tu o moich problemach gadam a ty mi z czekolada wyskakujesz!
-Sorry, sorry. To jak z czekoladą?
-Weź już wyjdź, zmeczony jestem. - wyprosiłem przyjaciela za drzwi.
-Nara i kiedy dasz mi moja czekoladę?!
Zignorowałem to pytanie i poszedłem do łazienki wziąć przysznic, bo na kąpiel byłem za bardzo zmęczony dzisiejszym dniem.
Gdy już to zrobiłem padłem na łóżko i rozmyślałem o Gabi, której miałem się oświadczyć za 2 miesiące w jej urodziny...

Gabi
-Magda a ja mu ufałam! Byłam głupia! Przepraszam, że na początku nie chciałam ci powiedzieć o Marco, o tym, że jesteśmy, właściwie byliśmy razem! - mówiłam przyjaciółce...
-Gabi to zwykły drań. Nie przejmuj się. Nie musisz przepraszać! A w ogóle jak tam noga? - spytała troskliwa i opiekuńcza Magda.
-Dobrze. Trochę kuśtykam, ale na mecz muszę iść gramy z chłopakami z Borussii. Trenerki mi nie odpuszczą! Będziesz? -spytałam
-No jasne!
-Ja się zbieram. Do zoba misiu :* - pożegnałam się i chwile później byłam już w łazience wziąć długą, długą kąpiel przed meczem.
Po kąpieli wyszłam w samym ręczniku po świeży, wygodny do zdjęcia zestaw (obrazek 2) ubrań i spięłam włosy w warkocz. Tak, tak to moje włosy.
Kiedy ubrałam się już wyszłam na duże podwórko, żeby zrelaksować się przed meczem, zamknęłam oczy i pogrążałam się w marzeniach kiedy nagle ktoś związał mi ręce i nogi ostrym sznurem, zakleił usta taśmąi pakował do samochodu. Na szczęście za długo nie pojechał, ponieważ... Marco mnie uwolnił! Może została dla nasz iskierka nadziei?


1 komentarz: